niedziela, 18 grudnia 2016

Post z pazurem - jak dbać o paznokcie?

Hello Kochani :)

Za oknem, szaro, buro i ponuro, jakby jesień się trochę spóźniła i próbowała nadrobić stracony czas w postaci wiosny. Gdzieniegdzie w częściach Polski spada śnieg, jednak tutaj, na pomorzu przyznam szczerze, że zima odwiedza nas bardzo rzadko - zaledwie dwa-trzy tygodnie w roku, a w zamian dostajemy chlupę i deszcz ze śniegiem. Niezbyt przyjemnie. No, ale mamy... Morze... I tłumy głośnych turystów...
Ale wracając do tematu !

Każdej z nas marzą się długie, piękne i mocne paznokcie, takie na, których każdy lakier będzie wyglądał jak ten najlepszy, a kolor nie odpryskiwał. Cóż, czasami wydajemy zbyt duże pieniądze na zbyt małe efekty. Jak można sprawić, że nasze pazurki będą mocne, twarde, długie i się nie rozdwajały? Zapraszam na post :)

1. Olejek rycynowy

http://oleje.vivio.pl/wp-content/uploads/2015/03/rycynowy-ol.jpg
Inaczej Oleum Ricini, pochodzi z całości trującej rośliny zwanej Ricinus communis, czyli rącznika pospolitego. Głównym elementem oleju rycynowego jest monogliceryd kwasu rycynolowego. W jego składzie znajdują się również mniejsze ilości kwasu  linolowego, stearynowego, olejowego oraz
glicerydów. Dzięki swoim właściwościom potrafi sprawić, że nasze włosy i paznokcie zyskają lepsze życie. Jest to prastary sposób na wzrost naszej płytki paznokciowe, poprzez smarowanie całej płytki  możemy już po paru dniach zaobserwować wzrost silnego, zdrowego i wytrzymałego paznokcia - wystarczy trzymać olejek 15 minut rano i wieczorem przed snem, nie wymaga zmywania. Tak mało, tak tanio (bo w aptece można nierafinowany kupić od 9 zł praktycznie, lub mniej), a takie duże efekty! Zdecydowanie najlepszy na porost paznokci.

Oleju rycynowego nie wolno używać w czasie ciąży, gdyż może powodować powikłania i poronienia.


2. Sally Hansen Maximum Shield


https://s5emagst.akamaized.net/products/1315/1314755/images/res_1c27d530558898b8eeacc471471db417_450x450_7hh.jpg
Zdecydowanie faworyt wśród odżywek lakierowanych ! Niepozornie schowany wśród dolnych, rossmannowych półek, kiedy inne lakiery kolorowe były pięknie wyeksponowane, ten mały fioletowy flakonik czekał sobie na nowe właścicielki w spokoju. Nie wspomaga on wzrostu paznokci, ale za to po tygodniu noszenia tej odżywki można zauważyć znaczną poprawę płytki paznokcia. Świetnie sprawdza się przy rozdwajających się końcówkach pazurków. W moim przypadku całkowicie wyeliminował odpryskiwanie płytki, kruchość i łamliwość. Naprawdę, w przystępnej cenie, łatwo dostępny (bo w prawie każdym rossmannie), a na efekty nie trzeba długo czekać. Mój prymus w klasie odżywek - polecam wszystkim delikatnym, słabowitym pazurkom. Dowód na jego działanie? Ostatnio chwytając kolegę za rękę przypadkowo "drasnęłam" go mocnym paznokciem z nałożoną odżywką i zostawiłam dosyć trwały ślad w postaci strupa po dziś dzień ;)

3. Pomadka ochronna do ust z rumiankiem BIO 
http://4.bp.blogspot.com/-yFV7-x1PXDs/UvSbcid-yoI/AAAAAAAAPpU/VyIAsxNyS8Q/s1600/Altera+pomaaka.png


Świetna alternatywa dla tych, co nie lubią mieć olejku na paznokciach, bo się mazia i jest wszystko tłuste. Jest to dosyć ciekawa forma odżywki olejowej w... Sztyfcie. Pomadka jest niemal w stu procentach naturalna, zawiera ekstrakt z rumianka i wiele dobroczynnych paznokciowych "dopalaczy" ;) M.in olejek rycynowy,  kokosowy jak również jojoba. Jest bardzo wygodna, bo zachowuje się jak krem/maść na paznokcie. Możemy ją używać wszędzie, w pracy, na lekcji, w pociągu, wystarczy wmasować nią w płytkę i lecim ! Nie pozostawia tłustych plam, jest bardzo wygodna i zbawiennie działa na skórki. Polecana przez wizażanki jako odżywka do brwi i rzęs, a przez Hello jako stick do paznokci. Bomba witaminowa, która nadaje się do wszystkiego, oprócz do ust... Niestety, ale mi je strasznie wysuszyła ;) Nie wiem kto wkłada rycynkę do pomadki nawilżającej, srlsy.

4. Olejek awokado 

http://zielonyklub.pl/559-large_default/olej-awokado.jpg
Jeżeli ricini to superbohater wzrostu, to olejek awokado jest superbohaterem wzmacniania. Nie znam lepszego olejku, który tak by mi podrasował jakość paznokcia. Ogólnie moim zdaniem olejek z nasion tego owocu jest obowiązkowym produktem u każdej beautymaniac. Ma miliony zastosowań, a kąpiel paznokci w takim ciepłym olejku zawsze dobrze posłuży naszym szponkom jak i skórkom. Dla mnie must have w przypadku słabiutkich paznokci - wzmacnia je, bogaty w różne pozytywne kwasy tłuszczowe, witaminy i własności odżywcze imponuje mi i chyba tworzy w moim płacie czołowym coś na kształt szacunku do niego, za te wszystkie sytuacje w których uratował mi skórę, włosy i paznokcie. Polecam ~ Hello. 
 
 
To tyle na dzisiaj ode mnie, dajcie znaka jakie są Wasze ulubione odżywki do paznokci, albo jakie macie sposoby na zabezpieczanie ich przed tym ponurakiem na dworze (zimnem, deszczem,  śniegiem).
A już niedługo ogłoszę konkurs noworoczny, więc wypatrujcie następnego wpisu, najprawdopodobniej za tydzień, bo czas coś nie oszczędza mojego napiętego grafiku :)
Wesołych świąt <3

sobota, 10 grudnia 2016

Włosy naturalnie - moje top maski do włosów

Hello Kochani!
Dziękuję za komentarze pod wszystkimi postami, staram się odpowiadać na Wasze pytania i naprawdę bardzo mi miło jak ktoś zawrze ze mną jakikolwiek kontakt - niczym łyżeczka miodu na serducho :D

Dzisiaj trochę inaczej niż poprzednio, ale również z pożytkiem. Mianowicie poruszę temat włosów. Każdy ma inne włosy, niskoporowate, wysokoporowate,  średnioporowate - ja się przyznam bez bicia : mam włosy suche, średnioporowate.

 Moje włosy nigdy nie przetłuszczają się na całej długości, tylko skalp. Końcówki są tak suche, że po położeniu na nie olejku migdałowego wyglądają jakby dopiero co zostały odżywione, nawet się nie przyklepują, tylko zaczynają "jakoś" istnieć.
Co chciałam dzisiaj przedstawić? Moje top maski do pielęgnacji włosów suchych,  ale nie tyko. Swoje dobroci znajdą tutaj także właściciele innych rodzai "upierzenia". Zacząwszy zapachowo, a kończąc na działaniu, które są najlepsze, dlaczego i w jakich cenach?

1. Eco Lab Hair Growth  Mask  (Aktywator wzrostu)

Wyświetlanie 20161023_104422.jpg

Chyba moja ulubiona spośród wszystkich wymienionych poniżej. Maska z bardzo fajnym, bogatym składem. Bez parabenów, silikonów i sztucznych barwników - genialna maska do włosów o obłędnym zapachu. Główne składniki to masło shea, które regeneruje włosy, nadaje im zdrowy wygląd i zapewnia elastyczność, ekstrakt z orzecha mydlanego nadaje włosom połysk i blask, woda imbirowa, która pobudza cebulki do wzrostu, masło kakaowe wzmacnia strukturę włosa, zapobiega wypadaniu, przywraca życiową siłę włosom łamliwym i matowym. Warto też wspomnieć, że maska nie jest strictem nawilżająca, ale typowo odżywcza, co nie przeszkadza jej w tym, aby idealnie wręcz "nawodnić" moje strączki. Po użyciu tego produktu często mam na głowie efekt "WOW". Fryzura jest miękka, delikatna, ma objętość, absolutnie nie jest przyklapnięta toteż bogate składniki nie obciążają włosów, końcówki odżywione i po dłuższym stosowaniu jej dwa razy w tygodniu faktycznie mogłam stwierdzić przyrost włosów. Jest to zdecydowanie mój ulubieniec, jeżeli chodzi o dzisiejszy post.  Poniżej zamieszczam skład.

Cena :  ok. 24 zł.
Wyświetlanie 20161023_104352.jpg


2. Organique Odbudowująca maska do włosów suchych

Wyświetlanie 20161023_103825.jpg
Mój drugi pupilek dzisiejszego posta. Maska po której nie spodziewałabym się spektakularnego efektu, jednak mi go dała. Mowa tutaj o odbudowie z Organique. Typowo do włosów suchych. Maski można używać jako odżywki, wystarczy zostawić ją na włosach krócej. Świetnie nawilża skórę głowy, włosy i końcówki. Kiedy skalp się łuszczył od razu po nią sięgałam, to było jak momentalne ukojenie. Nie dosyć, że fryzura układała się niemal idealnie to jeszcze pachniała jak bukiet kwiatów. Skład nie jest najgorszy, głównie substancje nawilżające, wplatające się w kompozycję emolienty i naturalne ekstrakty. Polecam wszystkim suchoskórkom i suchowłoskom.Wyselekcjonowane składniki naturalne, takie jak jedwab, ekstrakt z kiełków pszenicy i wyciąg z centelli azjatyckiej, przyspieszają odbudowę i uelastycznienie włókna włosa. W skład wchodzi również kwas hialuronowy. Produkt jest bezpieczny dla kobiet w ciąży i poza nią ;)
Cena : 44 zł.  
 Skład : 
Wyświetlanie 20161023_103940.jpg


3. Biowax Latte 

Intensywnie regenerująca maseczka do włosów osłabionych z proteinami mlecznymi. Niedroga, ładnie pachnie, nadaje włosom miękkość i połysk. Nie posiadam włosów zniszczonych, a za pierwszym razem w moje łapki wpadła przypadkiem. Gdybym ja miała wybierać to raczej bym jej nie kupiła ze względu na opis, który zapewnia głównie regenerację włosów, a ja nie posiadam ani zniszczonych, ani złamanych, etc. Po prostu są cieniutkie i suche. Ta maska natomiast nadaje im objęctość, blask, miękkość i fajną teksturę. Fryzura się nie puszy, po prostu włosów jest jakby więcej. Plusem jest również to, że masek z serii biowax jest bardzo dużo i zanim zdecydujemy się na zakup pełnowymiarowej wersji produktu możemy spróbować z ich mniejszymi typami w pojedynczych saszetkach. Bardzo fajna sprawa. 

Cena : ok. 15 zł




4. Maska rokitnikowa i  gorczycowa z olejem rycynowym. Fitkosmetik. 
Wyświetlanie 20161023_104500.jpg

Najtańsze, dwie fajne maseczki. Jedną kupowałam, kiedy na potęgę wypadały mi włosy i rokitnik naprawdę pomagał. Świetna, zapach nie drażni, skład wręcz prawdziwy i robi to co obiecuje : włosy wzmacniają swoje cebulki, właściciel mniej traci i wręcz zyskuje. Nawilża, i "zmiękcza" fryzurkę. 
Druga maseczka jest na porost włosów. Nie mogę się przyczepić, jak obecne włosy już raczej nie urosły, tak zauważyłam po regularnym miesięcznym stosowaniu gwałtowny przyrost baby hair. Cóż, porost to porost :) Z rycynową trzeba uważać, ponieważ lubi czasami przesuszyć włosy, dlatego nakładam tylko na skalp i staram się omijać fryzurę na długości. 
 Cena : ok. 4zł sztuka 
 Rokitnik :

 Wyświetlanie 20161023_104528.jpg 

Gorczycowa : 
Wyświetlanie 20161023_104539.jpg 

Mam nadzieję, że komuś się te mini recenzje przydały :) A jak jest u Was, jakie maski stosujecie? Do jakiego typu włosów ? :) Polecicie cosik? 
Pozdrawiam, 
Hello :)  

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Misja naczynka, cz. II : Jak wspomagać?

Hello Kochani!

Niestety, jako, że jestem bardzo chorowitą osobą i kiedy moje zdrowie padnie, a mianowicie droga gastrologiczna i kardiologiczna to mogę powiedzieć, że nie jestem w stanie nawet otworzyć laptopa, a co dopiero pisać. Przepraszam Was Kochani, za to, że tak długo mnie nie było i tak długo zwlekałam z opublikowaniem tego posta - dziękuję za wszystkie wiadomości, które otrzymałam na facebooko i za wszystkie miłe słowa. Jesteście genialni :)

A dzisiaj druga część posta o naczynkach. Pierwszy post dotyczył tego, jak unikać i dlaczego nie korzystać z takich, a nie innych technik dla naczynek, ponieważ mogą na tym ucierpieć. Co jednak zrobić, kiedy stosujemy się do wszystkich podanych zaleceń, a problem naczynek nie znika, ba nawet się pogarsza? Chcę zaznaczyć, że metody podane poniżej nie zamkną teleangiektazji, tylko wzmocnią je i możliwe, że staną się bardziej odporne i mniej widoczne.

1. Witamina C

...czyli inaczej kwas askorbinowy. Moim zdaniem jest to podstawa jeżeli chodzi o walkę z naczynkami. Uszczelnia, wzmacnia, łagodzi - oto cechy środka cudownego dla naczynek. I wszystkie je posiada witamina C. Zmniejsza kruchość naczynek, ich łamliwość, koi i chroni przed popękaniem. I jak tu jej nie lubić? Należy jednak pamiętać, że witamina ta posiada zdolność szybkiego utleniania się i wtedy tracenia swoich właściwości... Takie niespodzianki nas czekają, jeżeli wejdziemy w posiadanie czystej formy kwasu askorbinowego. Produkty z jej udziałem należy chować przed światłem w szczelnie zamkniętych, pojemniczkach z ciemnego szkła i najlepiej w miejscu odgrodzonym od światła (np. szafka z optymalną temperaturą).

2. Arnika górska

Idealna na naczynka, na obrzmienia, opuchnięcie, sińce, potłuczenia - brzmi jak złoty środek, prawda? Kwiaty arniki zawierają m.in olejek eteryczny, fenelokwasy, flawonoidy, karotenoidy i garbniki. Bardzo dobrze wchłaniają się przez skórę, jak ja stosowałam to moja skóra wręcz "wypiła" arnikowy okład. Zmniejsza zaczerwienia, obkurcza naczynka, likwiduje cienie, obrzęki i wszystkie inne dolegliwości cery rumianej. Należy jednak pamiętać, że podawana w swojej całej krasie, arnika górska jest rośliną trującą. Poza tym jest świetna. Serio.
A tutaj link do bardzo niedrogiej, genialnej, z prostym składem maści arnikowej od flos leku, którą polecam wszystkim teleangiektatycznym ludkom : Arnikowy Żel Flos Lek

3. Kocanka 

Ekstrakt z kocanki włoskiej posiada zbawienny wręcz wpływ na naczynka, obkurcza je, łagodzi sińce, podrażnienia, zwęża i je wzmacnia, aby były piękne i... mniej widoczne ;) Cały trik z kocanką jest taki, że można jej używać jako kremu, bądź hydrolatu. Codziennie obdarzając skórę kołem ratunkowym w postaci kocanki włoskiej możemy pozbyć się naczynkowego kłopotu. Tutaj link do sklepu, który oferuje hydrolat : uroda 
Poza tym terpeny, fenolokwasy, kwercytryna, kempferol i narygenina działają odtruwająco i przeciwzapalnie.

4. Róża

Róża koi umysł, nerwy, włosy, ale i... Naczynka ! Szczególnie łagodzi i wzmacnia. Królowa kwiatów, nie dosyć, że wspaniale działa na popękane, zmęczone naczynka to najlepiej ze wszystkich kwiatów podnosi poziom nawilżenia naskórka, regeneruje, przywraca cerze blask, czyli czyni ją zdrowszą. Sama czasami podsuwam mojej mamie, która jest rumiana nawet na nosie, przez co czasami przypomina rudolfa (:p), hydrolat różany, czy kremik kręcony na bazie róży. Damasceńska, stulistna, bułgarska - każda z nich ma swoje dodatkowe profity, dobierzcie odpowiednią i zacznijcie pielęgnację :)

5. Peelingi enzymatyczne


To nieprawda, że rumiani nie mogą używać peelingów - gdyby tak było, to ło ludzie, łupież na twarzy! A tak serio, to oczywiście, że możecie - wystarczy sięgnąć po delikatne peelingi enzymatyczne, które nie pobudzają mikrokrążenia, ani nie powodują pękania naczynek. Bardzo dobrą pozycję wypuściło niedawno Sylveco, która pachnie obłędnie, niczym herbatka z lat dzieciństwa. Połączenie papainy i bromelainy, czyli występujących naturalnie w środowisku, które złuszcza i wygładza skórkę. Warto zdecydować się albo na wersję zostawienia peelingu jako takiego na twarzy, a następnie zmycia, bądź w postaci maseczki w płachcie, żelu, którą ściągamy wraz z martwym naskórkiem. Co jeszcze? Naczynka bardzo lubią peelingi enzymatyczne mało drażniące - im mniej alergenów, tym lepiej.

Mam nadzieję, że komuś się ten post będący podstawą pielęgnacji cery naczynkowej przyda :) Czy chcecie zobaczyć inne wpisy traktujące typowo o danym typie skóry?
Dzięki za przeczytanie ! :) 

sobota, 19 listopada 2016

Misja naczynka! Cz.I : czego unikać?

Witajcie Kochani!

Jest mi niezmiernie miło, że odwiedza mnie coraz więcej czytelników. Sprawia mi ogromną radość czytanie Waszych komentarzy, a z niektórych dowiaduję się dużo nowych rzeczy. Naprawdę - Wasze słowo jest czymś w rodzaju aprobaty, że przeczytaliście i może się przydało.

Natomiast dzisiaj chcę Wam trochę objaśnić na czym polegają uroki i wady cery naczynkowej. No dobra, przyznajmy - jej posiadaczki w zamian za przepiękne, rumiane poliki muszą naprawdę delikatnie i z dużą uwagą pielęgnować swoją twarz. "Jeden krok do przodu - dwa kroki w tył" <- tak można zdefiniować większość działań przeprowadzanych na cerze naczynkowej.
Jak zatem dbać o naczynka odpowiednio? Co stosować, czego unikać, jak złuszczać i jakie produkty wybierać? Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania : zapraszam do częściowego postu :)

Naczynka krwionośne są płytko unaczynione, na skórze panuje sieć rozszerzonych naczyń włosowatych, a same naczynka są bardzo wrażliwe na czynniki oddziałujące na nas od wewnątrz, jak i od zewnątrz - tym oto charakteryzują się typowe, słowiańskie, rumiane niczym jabłuszka poliki. 

  Wpływ na to, czy mamy cerę naczynkową może mieć wiele czynników. Jednak najważniejszym z nich jest po prostu uwarunkowanie genetyczne. Jeżeli prawie cała Twoja rodzina to rumiane ciocie, babcie, mamy, kuzynki, to najprawdopodobniej tak jest wpisane gen Twojej rodziny. Gen to gen, nie przeskoczymy i z tym rady za bardzo nie ma. Ale czy to prawda, czy naczynka można rozszerzyć, lub pogorszyć ich stan na własne życzenie? Niestety, da się tak zrobić poprzez nadmiernie działanie promieni UV oraz temperatur ekstremalnych (wniosek : nie smażmy się, bo naczynka nie wyrobią).
Tak, jest bardzo możliwe, jeżeli robimy wszystko, aby nasze delikatne naczynka osłabić. Raczej nie robicie tego świadomie, może nawet chcecie działać na cerę dobrze, ale otrzymujecie praktycznie zupełnie odwrotny efekt?

Zmiany temperatur

Jeżeli nie chcemy, aby nasza krwionośna siateczka wariowała to starajmy się mieć jak najmniej styczności ze zmianami temperatur, a zwłaszcza tymi nagłymi. Naczynka zaczynają wariować, kiedy z gorącej sauny wchodzimy do lodowatego basenu dla morsów. Rumiani w ogóle nie powinny  przebywać w ekstremalnych temperaturach! Takie skoki mogą powodować pękanie, podrażnienie, osłabienie, czy uwrażliwienie naczynek. Sauna, parówki nad garnkiem, masaż lodem, gorące kąpiele - naczynka tego nie lubią.


Peelingi mechaniczne 

To chyba jeden z najczęściej poruszanych tematów. Jeżeli chcemy mieć piękną, zadbaną i zdrową cerę, to polecane są regularne peelingi, ale nie przy płytko unaczynionej cerze. W tym przypadku należy unikać mechanicznego złuszczania, gdyż każde pocieranie, każdy masaż, każda podszarpanie powoduje przyspieszenie krążenia, podrażnienie naczynek, a w rezultacie ich pękanie. Co zatem robić, aby naszej cery nie "zapuścić"? Odpowiedź jest prosta : peelingi enzymatyczne(o tym w następnej części, ale polecam również poprzedni post o oczyszczaniu : klik). Jednak pod żadnym pozorem nie sięgajcie po peelingi kawowe(kofeina pobudza skórę), cukrowe, solne, scruby, granulki, nic z tych rzeczy. Złuszczanie mechaniczne konjacami, czy foreo też nie jest dobre.

Ostre jedzenie 


Wszystko co przyspiesza krążenie do niebezpiecznego poziomu, powinno być dla rumianych wrogiem. Natomiast papryczki chilli, pieprz, ostre przyprawy, czyli coś co wywołuje pieczenie, uczucie gorąca, podkręca termoregulację naszego organizmu to każdy naczynkowiec już chyba wie, że raczej takie klimaty nie dla nich. Przyspieszenie krążenia, podniesiona temperatura organizmu, to wywołuje uwrażliwienie naczynek, a nawet ich popękanie.

Glinki 

Nie powiem, że tego powinno się unikać absolutnie, wiadomo, każda cera jest inna, ale glinki kosmetyczne mają to do tego, że pobudzają mikrokrążenie. Spotkałam się z sytuacją, gdzie kobieta użyła na sobie glinki białej i po zmyciu wyglądała jakby zamiast uroczych policzkowych jabłuszek miała dwa ogromne, krwiście czerwone pomidory. Także z glinkami ostrożnie, drogie naczynka. Niemniej jednak, systematyczne i odpowiednio dobrane stosowanie glinek może również uszczelnić ścianki naczynek. Myślę, że metoda tkwi w tym, aby rumiani trzymali ją krócej na twarzy i rozrabiali z jakimś innym surowcem niż twarda woda - np. mleko, jogurt, hydrolat.


 Masaże twarzy 

Nie, nie i jeszcze raz nie - dla intensywnych masaży twarzy przy cerze naczynkowej. Jest to wręcz bezpośrednie pobudzanie krążenia na twarzy, pobudzanie komórek, które zaraz tworzą sieć uwitą czerwonymi żyłkami. Jeżeli już decydujemy się na masaż, a jesteśmy rumiani, to musimy wybrać do tego odpowiednią osobę, która wykona go bardzo delikatnie i profesjonalnie. Ja osobiście jestem przeciwna nawet pocieraniu cery naczynkowej, a co dopiero naciąganiu jej i ugniatani
u.


Drażniące składniki


Alkohol, sztuczne barwniki, substancje zapachowe - czyli cała agresywna chemia, którą oferują nam najbardziej kolorowe, drogeryjne kremy, mgiełki i tp. Z taką cerą trzeba obchodzić się bardzo, bardzo delikatnie i żadne agresywne detergenty, wysuszacze nam w tym w ogóle nie pomogą. Zazwyczaj tylko robią o wiele więcej kłopotu, niż mamy. W sumie to każda cera powinna unikać wyżej wymienionych składników - powiedzmy sobie szczerze, albo myjemy twarz perfumami, albo dobrym, łagodnym balsamem.

W następnej części, najprawdopodobniej za dwa-trzy dni opublikuję następną część postu o tym, czym pielęgnować cerę naczynkową, jakich składników, ekstraktów, wyciągów, hydrolatów szukać, aby dobrze traktować rumianą skórę, by była Waszą chlubą i atutem, a nie czymś jak problem :)
Do zobaczenia <3 

poniedziałek, 14 listopada 2016

Mydło z Aleppo - po co, jak, gdzie, dlaczego?

 Witam Kochani!

Jestem pod NIEZWYKŁYM wrażeniem, tego jak dobrze przyjął się post o olejowaniu, naprawdę jesteście świetni i dziękuję za te wszystkie miłe komentarze! Serduszko mi się rozgrzało niczym pod ciepłym kocykiem <3
Nie wiem jak u Was, ale nad morzem, w naszych rejonach niedawno spadł śnieg i co najbardziej zdumiewające... Mało kogo to dziwiło :)  Poza tym moja ukochana Mydlarnia u Franciszka wysłała do mnie wiadomość z informacją o mojej wygranej w lokalnej loterii - już niebawem w moje łapki trafi czarne mydło z Ghany.  A skoro o mydłach mowa...

Mydło kojarzy nam się ze zwykłą, szarą kostką wypełnioną mieszanką kwasów potasowych, która nie tyle co wybije nam wszystkie bakterie z rąk, ale i wysuszy nam skórę na pieprz. Egzema, szorstkość, zapach typowego detergentu - można rzec epitety dla typowego mydła.
Ale czy na pewno?
Z mydłem tak samo jak z herbatą, niby każdą można wypić, ale jedna jest bardziej szkodliwa, a druga wręcz lecznicza. No i my dzisiaj właśnie zajmiemy się mydłem, które nie wyrządza nam krzywdy, tylko starannie pielęgnuje naszą cerę i działa antyseptycznie.




Mydło Alep(potocznie : Aleppo) jest to kostka składająca się się z oliwy z oliwek, oleju laurowego(naturalnego antybiotyku) i w małej mierze, z wodorotlenku sodu(powoduje on lepsze spienienie substancji, w takiej ilości nie jest szkodliwy). Receptura tej genialnej substancji nie zmienia się od ponad 2000 lat ! Naturalne kompozycje olejków działają w sposób nawilżający, odkażający, łagodzący i hamujący zmiany zapalne. Ma wiele zastosowań. Może być używany do twarzy, ciała, a nawet do mycia głowy(dzięki zawartości olejku laurowego bardzo możliwe jest zahamowanie łupieżu).


Jak stosować? 
Najlepiej rozmydlić trochę w dłoniach i masować nimi twarz, niczym żelem do mycia twarzy. Można również troszkę pomasować, ale delikatnie twarz samą kostką. Po umyciu buzi należy ją stonizować, ponieważ mydło aleppo usuwa jej bakterie, przez co osłabia barierę ochronną - trzeba więc nadać skórze odpowiednie ph.

Aleppo aleppu nierówne

Na rynku są obecne różne stężenia tego mydła. O co chodzi ze stężeniem? Stężenie to inaczej procentowa ilość olejku laurowego zawartego w mydle. Mamy 10%, 20%, 50%, 80%...
Wydaje nam się, że im więcej tym lepiej, prawda? Niekoniecznie. Każde stężenie odpowiada innym typom cery, innym wymaganiom i innym problemom.

Do 20%
Można stosować do codziennej pielęgnacji każdego rodzaju cery. Jest najbezpieczniejsze stężenie, które powinno utrzymywać naszą skórę w dobrej kondycji, lekko ją odkażać i normalizować wydzielanie sebum. Odpowiednie dla cery suchej, mieszanej. Takim oto mydełkiem można również "szorować" głowę i ciało. Taka zawartość olejku laurowego nie wysuszy, a dobrze oczyści skórę, łagodząc podrażnienia, a oliwa z oliwek dobrze ją nawilży.

Od 20-50%
Mydełka idealne do skóry mieszanej, tłustej, problematycznej. Wysoka zawartość olejku laurowego załagodzi stany zapalne, znormalizuje nadmierne wydzielanie łoju, a przy tym delikatnie ją nawilży. Nie zalecam stosować go codziennie, najlepiej do zażegnania problemu z nagłymi wypryskami(nie chodzi tu o trądzik). Najlepszym rozwiązaniem to mycie takim mydełkiem twarzy przez tydzień, półtora, aby się "doleczyć" i potem wrócić do standardowych środków myjących. Przy cerze suchej należy ten czas nieco skrócić. Takie stężenie będzie idealne do stanów zapalnych na głowie, nadmiernego łuszczenia, czy bakteryjnych chorób skóry. Nie zapominajmy, że olejek laurowy to naturalny antybiotyk i tak samo jak z innymi lekami, nadmiar może zaszkodzić. W takim przypadku trzeba też znaleźć równowagę pomiędzy usuwaniem zanieczyszczeń, a nawilżeniem, gdyż może lekko wysuszać skórę.

Od 50% wzwyż
Cóż, największe stężenie z jakim się spotkałam, to 70% olejku laurowego. Jest to bardzo duża zawartość, nadająca się do cery tłustej, problematycznej. Ma działanie głównie antyseptyczne, bakteriobójcze. Nie nadaje się absolutnie do cery suchej i mieszanej. W obu przypadkach może strasznie wysuszyć skórę, a cera mieszana przez nadmierną utratę nawilżenia będzie próbowała bronić się samodzielnie wytworzonym łojem. To aleppo jest idealne do stosowania częściowego na twarz, raz na jakiś czas zostawione na porach ze stanem zapalnym jako mini maska będzie je łagodzić, a nawet usuwać po paru użyciach. Nie jest polecane do codziennej pielęgnacji skóry, można stosować jako kurację przy chorobach skórnych.

Dlaczego Twoja cera źle reaguje na aleppo?

- Możliwe, że stężenie jest źle dobrane. Jeżeli jednak próbowałaś wielu opcji, to znak, iż mydło z olejkiem laurowym nie jest dla Ciebie - ono ma łagodzić i pomagać, jeśli nie jest Twoim sprzymierzeńcem, po prostu je odstaw.
- Często czytam, że mydło aleppo zapycha pory. Jest to bardzo prawdopodobne, ponieważ składa się ono niemal w stu procentach z olei, które jak wiemy, mają tendencje do tworzenia zaskórników.
- Zaczerwieniona skóra, bez  uczucia pieczenia, szczypania, tylko rumiane policzki? Możliwe, że na początku Twoja cera musi się przyzwyczaić do działalności olejku laurowego, więc daj jej szansę na zapoznanie się z nowym składnikiem :)

Gdzie je dostać?

Mydła Aleppo można dostać w wielu sklepach internetowych, ale i stacjonarnie(nie, nie trzeba jechać na drugi koniec świata :p). Oferuje je między innymi Mydlarnia u Franciszka, czy Organique :)
Prawdziwe mydła Aleppo, mają charakterystyczny, lekko śmierdziuszkowaty zapaszek i odcisk stempla.

Mam nadzieję, że post się Wam spodobał i odpowiedziałam na niektóre z Waszych pytań. Jak zwykle starałam się krótko, zwięźle i na temat. Do zobaczenia ! 

piątek, 11 listopada 2016

Olej mnie zaatakował - czyli jak poprawnie olejować

Witam Kochani !

Bardzo mi miło, że niektórzy zostawiają komentarze pod moimi postami. Nawet jeden komentarz - zawsze zmotywuje, takie uczucie, że to co piszesz, to w sumie ktoś czyta i możesz pisać dalej. Bo nie oszukujmy się - jaki ma sens pisanie dla siebie skoro ja to już wszystko wiem ? :D

Dzisiaj chciałam poruszyć bardzo ważną kwestię olejowania skóry. Internet aż ocieka informacjami o tym jak przewspaniałe są olejki, jaką bombą witaminową, eliksirem młodości, rewitalizującym płynem są. To wszystko oczywiście prawda. Tylko dlaczego coraz częściej można spotkać osoby "poszkodowane" przez te cudowne olejki? Przesuszona skóra, zapchane pory, stany zapalne, zaczerwienia - wystarczy zrobić trochę gaf i już mamy wachlarz negatywnych efektów.
Jak zatem dzierżyć i korzystać z tego genialnego narzędzia jakim jest olej? Bo nie oszukujmy się, to co otrzymamy ze stosowania oleju może diametralnie naprawić stan naszej cery.
Jak zatem operować olejkami? Zapraszam do czytania.



Realia  


 Oleje z natury są bardzo ciężkie. Nie ma oleju, który nasza skóra wchłonie natychmiastowo, wsiuuuup i nie ma. Pozostawiają one tłustą warstwę, film, nawet po maksymalnym wchłonięciu, więc proszę - nie wierzcie w coś takiego jak suchy olejek, który wchłania się błyskawicznie i czyni naszą skórę miękką i gładką. Jeśli tak jest to zapewne na pierwszym miejscu mamy czystą, chemię, która inwazyjnie zmusza cząsteczki oleju, który jest na szarym końcu długiego jak litania składu, do rozpadu. Prawdziwe oleje są gęste, zazwyczaj mają określony zapach, kolor i smak. Czasami na samym dnie buteleczki tworzy się osad naturalny - taki organiczny bonusik, w żaden sposób nieszkodliwy.



Ten jeden właściwy 

Najważniejsze to wybrać olej odpowiedni do naszej cery. Te produkty nie są uniwersalne. Arganowy nie będzie dobry dla wszystkich skór tego świata, nie musi on być Twoim złotem. Skarbem okazać się może jojoba, albo tamanu - to wszystko zależy od tego jaki typ cery posiadasz, z jakimi problemami się borykasz i jaki efekt chcesz osiągnąć. Z olejkiem tak samo jak z kremem - każdy jest do innego celu. Internet jest głęboki, a im dalej tym więcej odnajdziemy wskazówek i porad jaki wybrać. To jak z doborem tuszu do rzęs - odpowiedni to połowa sukcesu.


No okej, to jak nakładać? 

Olei nigdy nie aplikujemy na suchą skórę. Dochodzi wtedy do przesuszenia, podrażnienia, i zapchania porów(skóra nie wie co się dzieje i nie może oddychać pod duszącą folią olejową). Nieważne czym zwilżycie skórę, ważne by nie była ona sucha jak pieprz, bo wtedy doczekamy się zupełnie odwrotnych efektów. Najlepiej spryskać twarz tonikiem, gdyż ustala on odpowiednie ph dla skóry do wchłaniania zawartości olejku - pomyśl o swojej skórze jak o gąbce, jeśli suchą gąbkę położymy na kremie to nic w nią nie wsiąknie, ale jeśli gąbkę zamoczymy wtedy możemy zaobserwować, że krem przedostał się do jej uszczelek.

Fuj, klei się? 
 
Jednak co jeżeli któraś z nas nie może używać olei ze względu na to, gdyż po prostu nie lubi tłustej warstewki, która wchłania się dłuugo i mozolnie? Wtedy możemy dodawać dwie-trzy krople do ulubionego kremu bez ryzyka wysuszenia i innych nieprzyjemności, albo skorzystać z kwasu hialuronowego. Kwas hialuronowy to podstawowa substancja nawilżająca, która naturalnie występuje w naszym organizmie. Możemy bez problemu dostać go w sklepie z pół produktami. Kwas hialuronowy emulguje z olejkiem tworząc coś na kształt żelu, który o wiele szybciej przenika przez nasze pory. Mieszamy 2-3 krople kwasu z 2 kroplami olejku i nakładamy na stonizowaną skórę. UWAGA kwas hialuronowy nie może być nakładany oddzielnie, gdyż tak samo jak olejek może przesuszyć. Aplikujemy tylko na wilgotną twarz, albo z kremem. 



 Oczywiście są nieliczne oleje, które wchłaniają się niczym krem, np. olej kokosowy. Ale pamiętajmy, że te bogate w aktywne substancje ciecze, wręcz wypełnione po sam brzeg różnymi pro witaminami, kwasami omega, związkami odmładzającymi, tym samym mogą nas z powodu tylu składników uczulać. Bądźmy więc ostrożni dobierając swój olej, bo jeżeli ktoś ma uczulenie na orzechy, to najprawdopodobniej musi się pożegnać z olejkami typu macadamia, czy kokos. Przy doborze oleju możemy się również kierować tym, co nasz organizm traktuje pozytywnie drogą spożywczą - dajmy na to, brak reakcji alergicznych po zjedzeniu sałatki z oliwą z oliwek. Jeśli jednak natomiast mamy problemy żołądkowe, skórne i inne nieprzyjemności, musimy poszukać czegoś innego i zwęzić naszą listę produktów do przyjaznych składników.

To tyle na dzisiaj ode mnie, starałam się nie rozpisywać za bardzo i podać te odpowiedzi w tzw. "pigułce". Mam nadzieję, że komuś to pomoże.
Do zobaczenia Kochani! :D

środa, 2 listopada 2016

Z wizytą u Doktora - Dr. Konopka's



 Witajcie moje kochane!

Wrzesień idzie pełną parą, nie mogę się nadziwić jak ten czas masakrycznie szybko leci. Jeszcze niedawno ludzie chodzili i narzekali jakie to lato jest beznadziejne i zimne. Teraz ludzie chodzą i narzekają jaka ta jesień jest beznadziejna i ciepła. I bądź tu mądry.

Ostatnio kiedy byłam w Poznańskiej Sibrerice akurat przyjeżdżała dostawa nowych produktów. Ekspedientka wypakowywała te bardziej znane Agafie, trochę mniej Eco Laby, jeszcze mniej Organic Shopy, ale przy ostatniej paczce moim oczom ukazała się popularna swego czasu w internecie etykieta z napisem : "Dr. Konopka".

Produktów z udziałem doktora nie było wiele, zaledwie parę sztuk do włosów, trochę do rąk i twarzy. Nie były to żadnym wypadku drogie produkty, absolutnie, niektóre porządne tuby wypełnione po krańcem kremem/szamponem/maską kosztowały nie więcej jak 20 zł. Zaciekawiona burzą jaką owiane było logo "Dr. Konopka" postanowiłam coś sobie zafundować. Nie brałam kremu, ponieważ na tamtą chwilę testowałam już ich troszkę.. ;) Zdecydowałam się więc na maseczkę regenerującą.

Maska do twarzy regenerująca Dr.Konopka





Opis producenta: 


Maska do twarzy regenerująca stworzona na bazie receptury Dr.Konopki dla skóry normalnej i suchej. Zawiera ekstrakt Nr 49 Dr.Konopki, ekstrakt dzikiej róży oraz szałwii.  Nasyca skórę witaminami, minerałami i mikroelementami, odżywia oraz nawilża. W połączeniu z ekstraktem szałwii i dzikiej róży maska pomaga w regeneracji skóry, pozostawiając ją gładką i elastyczną.


 Tubkę z maską dostajemy w ładnie zaprojektowanym kartoniku. Nic szczególnego, szata graficzna przyzwoita, informacje i data ważności na boku, jak wszędzie. Sam produkt znajduje się w metalowej tubce. 
Niby okej, dopóty dopóki nie otworzymy i nie powąchamy zawartości... To było pierwsze co mnie odrzuciło w tym produkcie - zapach! Pachnie trochę jak stary pasztet sojowy z konserwy. Albo coś innego. Ale z konserwy. Niestety, ten zapach utrzymuje się także na twarzy. 
Face Mask ma konsystencję białego kremu, bez żadnych drobinek i sztucznych ulepszaczy. Cóż, skoro twórcom nie zależało na dodaniu syntetycznych zapachów, to na pewno nie będę inwestować w syntetyczne barwniki. 
Maseczkę wklepujemy we wcześniej speelingowaną i stonizowaną skórę, tak jak wszystkie kosmetyki tego typu. Producent poleca trzymać na twarzy 15 minut. Jak kazali tak zrobiłam. Testowałam maseczkę przez dłuższy czas, jestem na połowie wykończenia tubki. Nawilżać i może nawilża, ale nie będę oszukiwać kwas hialuronowy w połączeniu z olejkiem awokado robi to dużo lepiej. Cera nie była jakoś bardziej "zregenerowana", myślałam, że chociaż ukoi moje strupki. Nic. Nie będę tego zwalać na karp krótkiego stosowania, bo jednak już trochę Konopki zużyłam. Nieodłącznym kompanem jest ciągle nieprzyjazny smrodek ;) Doktorek niestety na dłuższą metę zapycha. "Zaleczone" zaskórniki na brodzie i nosie odżywały wręcz po zastosowaniu maseczki. 
Nie jestem w żaden sposób zawiedziona, gdyż do tego produktu odnosiłam się bardzo z dystansem, zależało mi tylko na sprawdzeniu działania kosmetyków tej firmy. Nie nastawiałam się na świetne rezultaty, więc Wam polecam zrobić to samo. 
Może ona nie jest dla mnie? Jednak moim zdaniem nie ma co się tyle męczyć i poświęcać pory(xD) na byle jakie nawilżenie. 
Bardzo możliwe, że maseczka nie podpasowała typowo mojej cerze, bowiem każda z nas ma inny typ skóry, i każda może reagować inaczej. Najlepiej sprawdzić samemu, moją opinią można się jedynie lekko sugerować ;) 
Co przemawia za kupnem? Cena i dostępność. Chyba w każdym sklepie z kosmetykami naturalnymi zobaczymy Konopkę z całym szeregiem swych braci. 

Nazwa :  Maska do twarzy regenerująca Dr.Konopka
Kraj pochodzenia : Estonia 
Cena : ok. 13zł 

*składy estońskich kosmetyków nie zawsze są do końca wiarygodne, dlatego należy zwracać uwage na właściwości fizyczne(zapach, konsystencja, reakcja na skórze), jednak Doktor Konopka posiada liczne certyfikaty, więc nie powinno być problemu   

piątek, 21 października 2016

Jak oczyścić cerę? Cz.I : we własnej łazience

Witajcie Kochani!

Jako, że mamy końcówkę października i po cichu, w płynnej ulewie zbliża się do nas listopad, to większość z nas przerzuci się na kremy ciężkie, bogate, mające za zadanie ochronić naszą skórę przed zimnem, wiatrem, a niedługo mrozem. Niestety, takie gęste "kremiska" mają mnóstwo zalet, ale i wad. Jedną z trapiących cech zimowego mazidła może być zapchanie naszych porów. Co zrobić kiedy nagle na nosie wyskoczy nam biała kaszka, czarny piach, czy inne rodzaje zaskórników?

Przedstawiam parę sprawdzonych sposobów z zakątka mojej łazienki, które możemy wykonać sami, bez pomocy kosmetyczki, urządzeń, czy specjalnych zabiegów. 


 1. Systematyczne peelingi



Jest to metoda długoterminowa, na której efekty trzeba trochę poczekać, ale bardzo opłacalna. Złuszczając martwy naskórek regularnie dwa razy w tygodniu możemy pozbyć się dużej części naszych nieprzyjemności skórnych. Stary naskórek powoduje zapychanie się porów, słabsze wchłanianie kremów, zbieranie się różnych bakterii i kurzu. Jeżeli go speelingujemy cera będzie miała jak lepiej oddychać. To trochę tak jakbyście czerpały powietrze przez rajstopy - niby się da, ale to chyba nie o samo? ;)
Mój ulubiony peeling to oczywiście Kremowy peeling do twarzy z papają i żeńszeniem od Orientany.Pachnie obłędnie, konsystencję ma genialną, skóra po nim jest miękka, gładka i ukojona w pewnym sensie(papaja ma właściwości eksfoliujące).
Oczywiście cera naczynkowa powinna wzbraniać się od peelingów mechanicznych i przerzucić się na enzymatyczne. Tutaj moim ulubieńcem okazał się ziołowy peeling enzymatyczny od Organique.
Drogi, ale zdecydowanie wart swojej ceny. Jest wydajny, ma piękny zapach, polecam do cery tłustej ponieważ lekko matowi, idealny na lato, ale również sprawdzi się w zimę.


2. Glinki oczyszczające


Do tematu z glinkami zapraszam tutaj (KLIK)
Teraz tylko wspomnę o tym jak fantastyczne działanie mają one na zanieczyszczone cery. Glinki to niezastąpiony pogromca stanów zapalanych, zaskórników i zapchanych porów :) Jeśli mamy podrażnianą od szala skórę, to również się idealnie sprawdzi!


3. Węgiel aktywny


Najlepsza maseczka oczyszczająca na świecie to chyba glinka + węgiel aktywny. Ten surowiec jest genialnym antyoksydantem, łagodzi stany zapalne, podrażnienia, kaszki i wysyp czarnych kropek.Węgiel aktywny możemy dostać w każdej aptece, nie jest to duży koszt, więc nie dajcie się naciągnąć na jakiś "specjalistyczny" surowiec w sklepie z półproduktami, bo niestety tam często ceny są obłędne jeżeli chodzi o takie najzwyklejsze rzeczy ;) Kupujemy węgiel w kapsułkach, albo na wagę, jak kto woli.
Dla cery suchej i wrażliwej - 3-4 malutkie kapsułki do 3 łyżeczek glinki. Dla mieszanej i tłustej od 5-6 malutkich kapsułek. Możemy dodać do naszej oczyszczającej maseczki trochę miodu, który jest łagodzącym antyoksydantem, albo ekstrakt z tymianku - wolna wola ! Dolewamy trochę wody, mieszamy i mamy świetną oczyszczającą maseczkę do twarzy. Trzymamy do 15 minut góra.
Możemy również zainwestować w bardzo fajne mydełka do twarzy z węglem aktywnym, np. czarne mydło od Lawendowej Farmy.



4. Zmiana środków myjących. 


Może Twój żel do mycia jest niewystarczająco antywypryskowy? Jeśli do tej pory skupiałaś się na tym, aby jak najmniej tą cerę przesuszyć i tylko delikatnie ją przemyć pianką do twarzy, to bardzo dobrze, jednak od czasu do czasu przyda się taki detoks, aby dokładnie wypłukać tą cerę z zanieczyszczeń.
Kiedy ja mam "gorsze" dni, wtedy zamieniam moją Viankową Emulsję Nawilżającą do mycia twarzy na żel do zadań specjalnych, czyli dosyć mocno oczyszczający Rumiankowy Żel do twarzy od Sylveco. Jednak najlepszym środkiem długoterminowym, zapewniającym bezwągrowość w 70% to zbawienne mydło Aleppo, robione praktycznie z samego olejku laurowego o działaniu antybakteryjnym, przeciwzapalnym oraz z łagodzącej, nawilżającej oliwy z oliwek.

5. Odstawienie produktów notorycznie zapychających

To chyba oczywiste, ale jednak o tym wspomnę. Jeżeli produkt którego używacie jest komadogenny, czyli powodujący powstawanie m.in. zaskórników to na dłuższą metę absolutnie nie powinien się on znajdować w Waszej szafce! Jak to rozpoznać? Krem nie przyjmuje się u Was od początku, a skóra nawet po miesiącu stosowania reaguje jak reaguje to kicha, wywalić. Druga opcja jest taka, że zaczyna Was zapychać dopiero po tygodniu, dwóch od używania i ten stan nie ustaje. Polecam wtedy włączyć zdrowy rozsądek i pozbyć się mazidła, które najprawdopodobniej jest komadogenne.

Oto moje proste sposoby na oczyszczenie cery, w następnej części opiszę zabiegi kosmetyczne, m.in. oczyszczanie manualne, peelingi kwasami i kawitacyjne. Dziękuję za przeczytanie posta i mam nadzieję, że na coś się Wam przyda!


sobota, 24 września 2016

Sushi na twarzy, czyli o algach trochę słowa

 Witajcie!

Ale nam się pogoda zrobiła we wrześniu, matko, upały, upały, jeszcze raz upały. Osobiście jestem zimnolubkiem, ale od czasu do czasu takie "wypocenie" zarazków się przyda.

Dzisiaj natomiast chcę Wam opowiedzieć o algach. Nie, nie mam tu na myśli nori do sushi, tylko profesjonalne maseczki algowe na twarz będące bombą witaminową dla cery.


Maski algowe


Są to maseczki typu peel off, które składają się z alginatu(specjalnie wcześniej przygotowanych ścianek algowych zawierających dużo mikroelementów). W zależności od dodatków są one bogate w proteiny, aminokwasy, antyoksydanty, komórki macierzyste i wiele wiele więcej. Ze względu na to ile cudowności zawierają już same w sobie algi, nie ma potrzeby pakować tam na siłę składników, więc zazwyczaj mają krótki skład INCI.


Jak używać?
 
 Maski algowe otrzymujemy pod dosyć nietypową postacią... Proszku. Sproszkowane maseczki trzymamy szczelnie zamknięte w pudełeczku, woreczku, etc. Do ich rozrobienia potrzebna będzie woda lub hydrolat. Jeśli ktoś chce może dodać parę kropel ulubionego olejku.
Maska nie powinna znajdować się na naszej twarzy dłużej niż 10 minut, gdyż bardzo szybko zaczyna zasychać. Kiedy poczujemy, że staje się sztywna, wtedy najlepiej zacząć ją ściągać, startując od suchych skórek. Nie ma sensu przedłużać tego zabiegu, gdyż stwardniała maska może jeszcze bardziej podrażnić naszą skórę. WAŻNE - jeżeli nie są to algi specjalnie dostosowane do okolic oczu należy je omijać. Inaczej niepotrzebnie dojdzie do "poszarpania" i tak już delikatnej części twarzy.

Proporcje

W zależności od tego jaką ilość chcemy uzyskać, tyle musimy rozrobić proszku. Poniżej podaję przepis na jedną porcję.
- 2 łyżki proszku maski algowej
- 2 łyżki wody/hydrolatu
- 4 krople ulubionego olejku(opcjonalnie)
 Miksturę mieszamy do uzyskania konsystencji budyniu, nie kisielu. Musi być gęste, ale nie płynne - inaczej maseczka wyjdzie za rzadka.

Moje ulubione maseczki algowe pochodzą z Organique, który nigdy mnie nie zawiódł w kwestii jakości produktu. Natomiast niestety, bardzo łatwo jest natknąć się na coś co ma konsystencję proszku, w nazwie "algę", a po rozrobieniu zasycha nam na twarzy niczym kamień. Zawsze przy kupowaniu maseczek algowych musicie patrzeć w jakiej ilości występują tam sztuczne barwniki, fragrances(zapachy nienaturalne), substancje prawdopodobnie uczulające i tp. Nie raz miałam w rękach nie tyle co maseczkę algową, ale proszek do prania...
Jakie maski polecam? 
Oczywiście wyżej wymieniony Organique i ich zestaw maseczek klik! Maski z tej firmy są bardzo wydajne, bowiem jedno opakowanie może nam starczyć nawet na trzy razy, w dodatku ceny nie powalają, gdyż zazwyczaj sięgają do 20 zł góra.  Moim faworytem jest alga eksfoliująca z papają, którą nakładam za każdym razem, kiedy cera wydaje się być zanieczyszczona, a po 20 minutach widać radykalną różnicę :)
Nacomi posiada szeroką gamę maseczek algowych, do każdego rodzaju cery. Posiadaczki skóry problematycznej na pewno znajdą coś dla siebie. Ulubieńcem w tej kwestii okazała się Borówka(klik!), gdyż moja bladziutka twarz była po niej rozświetlona, wyglądała zdrowiej i tak jakby... Biła od niej aura energii ;)

A jacy są Wasi ulubieńcy? Piszcie śmiało!
A jakie są Wasze doświadczenia z maskami algowymi? Lubicie, czy może odwrotnie?

środa, 14 września 2016

Z dalekiego L'orientu...

Witajcie Kochane!

Zaczął się rok szkolny(o zgrozo) więc oznacza to większe napięcie w moim życiu. Zresztą chyba każdy żak zna to uczucie, kiedy musi zrobić wszystko tu i teraz, a kończy się na tym, że nie zrobi niczego do końca... Ja się staram wiązać koniec z końcem, ale kupa sprawdzianów mi to z deczka udaremnia.
U mnie to działa tak : stres -> odwodnienie ->suche gardziołko -> sucha cera

A co najlepsze na suchości?
Oczywiście - serum oliwkowe L'orient!


Przyznam, że kiedy kupowałam ten produkt, to nie spodziewałam się, że takie cuda można spotkać w...Mydlarni. Otóż oliwkowe serum sprzedaje niejaka Mydlarnia u Franciszka. Z pozoru kusi kolorowymi mydełkami, ale za nimi kryją się prawdziwe skarby w postaci certyfikowanych kosmetyków ekologicznych.
Było to bodajże parę miesięcy temu, a ten koncentrat jest tak wydajny, że mojego małego przyjaciela używam jeszcze od pierwszej wizyty.

Produkt poleciła mi ekspedientka, która twierdziła, że ta emulsja da niewiarygodne nawilżenie, cerze suchej i zmęczonej, że szybko się wchłania, że produkt można stosować co dwa -trzy dni w małej ilości, zaledwie dwie pompki i nasza twarz jak zarazem szyja, może cieszyć się spokojnym nawilżeniem - ukojeniem.
I to właśnie jedna z nielicznych chwil, kiedy to ekspedientka miała rację.

Serum używam raz dziennie, jako baza pod krem. Moja skóra wręcz wypija tą oliwkę au lait i szybko staje się równomiernie nawilżona. Produkt zdecydowanie wart swojej ceny. Nie bieli, nie pachnie sztucznie, tylko naturalnie, jak gałązka oliwna, nie pozostawia tłustej warstwy i jedynym spadkiem po nim nie jest film na skórze, tylko promienny blask policzków.  Cera jest wypoczęta, wyciszona, a o suchych skórkach można łatwo zapomnieć. W dodatku efekty widać już po pierwszym użyciu!
Wspominałam już o wydajności produktu?
To wspomnę jeszcze raz! Wystarczy jedna pompka, aby "doładować" naszą skórę tą cudowną baterią.
Polecam BARDZO gorąco ten produkt dla cery suchej, ale mieszane też powinny być zadowolone ze względu na lekkość serum. Nie zachęcałabym do stosowania go jako zamiennik kremu, tylko bardziej jako uzupełnienie pielęgnacji. Poza tym pragnę wspomnieć, że jest to produkt w stu procentach ekologiczny i bez parabenów, sls'ów i innych zapychaczy filmotwórczych.


INFO

Nazwa :

Serum z ekstraktem z drzewa oliwnego

Koszt : 

39 zł 

Firma: 

L'orient 

Gdzie dostać? 

Mydlarnia u Franciszka  

Moja ocena : 

10/10 

Dla jakiej skóry?

Każdy rodzaj cery

środa, 7 września 2016

Co na wory pod oczami?

 Witajcie Kochani!

Z góry dziękuję z tak liczny odzew pod poprzednim postem, jestem mega szczęśliwa, że Wam pomogłam i mam nadzieję, iż niejedna osoba znajdzie tutaj wiele cennych porad!

Natomiast dzisiaj podam Wam w pigułce moją wiedzę na temat worków pod oczami, najczęściej okraszonych cieniami i obrzękami. Jak się pozbyć tej zmory, albo chociaż ją skutecznie zmniejszyć?

Poniżej przedstawiam moje top surowców do opieki nad cieniami :


Zielona herbata

Chyba jeden z najlepszych i najdelikatniejszych dla naszej skóry przeciwutleniaczy. Ma właściwości wybielające, wiążące i skutecznie zbijające wolne rodniki. Dzięki zawartości polifenoli delikatnie ściąga skórę zwężając pory - daje efekt chwilowej redukcji kurzych łapek i obrzęków. Usuwa zewnętrzne toksyny i rozjaśnia cerę powodując "wybielenie" cieni pod oczami.
  Poza tym stosowana od lat przez nasze koleżanki z Azji zielona herbata jest bardzo silnym antyoksydantem, który nie dosyć, że oczyszcza organizm to w dodatku pozwala przyspieszyć metabolizm.  W dodatku śmiem twierdzić, że w stu procentach bezpiecznym :)



Ogórek 

Idziemy w rytm zieleni. Najpopularniejszy europejski sposób na pozbycie się worków. Dlaczego?
Ano dlatego, że niejaki Pan Ogóras jest bogaty we flawonoidy oraz przeciwutleniacze, które odpowiadają za redukcję obrzęków i ciemnych, zanieczyszczonych obszarów. Skutecznie zwęża pory, daje miłe uczucie schłodzenia. Łagodzi podrażnienia i stany zapalne. Rozjaśnia skórę, a przy dłuższym stosowaniu redukuje przebarwienia.  Niektórzy twierdzą, że potrafi on rozprawić się z przebarwieniami ;)



Świetlik lekarski 


Wyciąg ze świetlika lekarskiego skutecznie pozwala wygładzić skórę, pozbyć się obrzęków i delikatnie ją odkazić. Uspokaja cerę i łagodzi obrzęki. Daje jeden z najwolniej przychodzących efektów, ale jak już się pojawią to długotrwale. Wystarczy być cierpliwym. Świetlik idealnie zaopiekuj się cieniutką skórą. Kolejny sprzymierzeniec bogaty we flawonoidy, utlenia wolne rodniki. Może być stosowany nawet bezpośrednio do oczu - podobno redukuje wadę wzroku i zapewnia młodzieńczy błysk w tęczówce. Świetny w przypadku zapalenia spojówki.
TIP : idealnym rozwiązaniem jest stworzony niemal ze stuprocentowego ekstraktu żel FLOSLEK. Wysokie stężenie świetlika podane w formie wygodnej maści, która dosyć szybko się wchłania. Cena jest wręcz śmieszna, więc dobrze zainwestować te 5 zł :) 


Olejek z opuncji figowej 

Złoty graal wśród cieniofighterów. Zawiera niesamowite stężenie "kwasów młodości" czyli omega 6, co nie stoi mu na przeszkodzie być obfitym w witaminę E, która sprzyja regeneracji skóry. Rozpoczynając kurację olejkiem z opuncji figowej można zobaczyć efekty już po pierwszym razie. Skóra nie tyle co napięta, co zdrowa i witalna. Nie ma mowy o cieniach pod oczami, ani o workach. Łagodzi obrzęki. Przy dłuższym stosowaniu spłyca zmarszczki, ujędrnia okolicę i powoduje rozpromienienie cery(poprawie krążenie). Najlepszy sposób na szybkie pozbycie się worów, ale niestety chyba najdroższy. Zalecany również przy zabiegach odmładzania szyi. Ponad to przy wyborze olejku należy zawsze patrzeć na to, czy jest on nierafinowany i tłoczony na zimno, gdyż przyrządzany inaczej traci swoje właściwości.




Przepis na płatki pod oczy 


płatki kosmetyczne 
3 krople olejku z opuncji figowej 
wywar z zielonej herbaty(najlepiej liściastej senchy) 
liście zielonej herbaty 
ciutkę żelu świetlikowego 

1. Przygotuj dwa płatki kosmetyczne i złóż obydwie sztuki na pół.
2. Zrób napar(30ml, aby stężenie było odpowiednie) z zielonej herbaty liściastej. Przykryj go talerzykiem i odczekaj 10 minut.
3. Kiedy napar ostygnie wyłów listki, osusz delikatnie i włóż pomiędzy płatki.
4. Płatki nasącz wywarem.
5. Na każdy płatek daj 3 kropelki olejku z opuncji figowej.
6. Posmaruj płatki lekko żelem świetlikowym.
7. Włóż do lodówki na 15 minut.
8. Gotowe ;)

Sami widzicie, proste, a jakie skuteczne ! Schłodzone płatki skutecznie zwężą pory, zniwelują bakterie odpowiedzialne za ciemny kolor worków, zlikwidują obrzęki i pomogą przy wyrównaniu kolorytu. Jeżeli spróbujecie to koniecznie dajcie znaka, czy pomogło Wam tak samo jak i mi :)

Do zobaczenia i liczę na podobny odzew jak przy ostatnim poście - mam nadzieję, że komuś pomogłam! ^^ 

niedziela, 4 września 2016

Tonik, płyn miceralny, hydrolat - urodowe podstawy

 Witam !

Wczoraj wróciłam ze szpitala i już się biorę z postowanie ^^
Dzisiejszy post chciałabym poświęcić trochę tematowi jakim jest nanoszenie na naszą cerę substancji płynnych. Wielokrotnie spotykam się ze złym wykorzystaniem takich produktów. Ja rozumiem, że jedna rzecz może mieć wiele zastosowań, ale jeżeli chodzi o kosmetykę to zazwyczaj łączenie substancji dwa w jednym wychodzi trochę gorzej niż lepiej, a to, aby jakiś produkt spełniał X potrzeb to już w ogóle byłaby bajka ;)
Niestety - w świecie urody często tak jest, że każdy element w zbiorze X ma swój jeden cel w zbiorze Y i używany do tego do czego nie powinien, przynosi wręcz niemiłe rezultaty, albo chociaż rozczarowanie względem naszych oczekiwań.
Większość z nas kiedy wchodzi do typowej drogerii jest wręcz bombardowana kolorowymi opakowaniami, hasłami znanymi z reklam, promocjami, czy szyldami. Nic więc dziwnego, że w tej całej tęczy bodźców jesteśmy w stanie zwrócić uwagę na najbardziej krzykliwe produkty, często wcale nieadekwatne do naszych potrzeb. Wiele dziewczyn naprawdę pokłada ogromne nadzieje w swojej wizycie w Rossmanie, Naturze, czy Hebe, szukając czegoś do nawilżenia skóry i utrzymania jej w lepszej kondycji. No właśnie. "Czegoś". Nie mając wcześniej za wiele do czynienia z kosmetykami pielęgnacyjnymi wybierają płyn micelarny zamiast toniku, czy mleczko do demakijażu zamiast żelu myjącego twarz. Ale absolutnie nie ma najmniejszego powodu do tego, aby obwiniać kogokolwiek oprócz sprzedawców, którzy wszystko pakują w coraz to jaskrawsze, przerysowane butelki, gdzie informacja o tym jaką rolę ma spełniać płyn jest umieszczona pod wieczkiem, bo "psułaby by design".
Jednak kiedy już znajdziemy dane o tym co w końcu kupiliśmy i jak tego używać to znowu dostajemy bum o głowę samymi superlatywami produktu : "ultra-nawilżający, utrzymuje równowagę, oczyszcza, wyrównuje koloryt!!". Etykieta aż wrzeszczy. No to skoro efekt ma być taki zniewalający to po co sięgać po coś innego skoro ta mała fiolka ma spełniać wszystkie wymogi naszej skóry?
Kochane, gdyby tak było to wszyscy chodziliby piękni i gładcy :p


Jak zatem używać i czego? 


Tonik - nie mylić z płynem do demakijażu! Tonik owszem, może usuwać brud, zanieczyszczenia, czy resztki make up'u, ale to nie jest jego główna funkcja. Z ogóły zresztą toniki są droższe niż specyfiki zmywające cienie do powiek. Tonik ma właściwość pielęgnującą i regenerującą dla naszej skóry.  Dobrze dobrany potrafi poprawić jej kondycję nawet o 50%. Nie warto przepłacać i używać go jako dwufazówki bo nie na tym rzecz polega. Toniki przygotowują naszą skórę do kolejnych zabiegów kosmetycznych, wyrównują jej ph, odświeżają ją, łagodzi podrażnienia i działa antybakteryjnie. O tonikach i hydrolatach będzie na blogu osobny post, więc już się rozpisywać nie będę :)

Hydrolat - brzmi chemicznie, strasznie, złowrogo, ale tak naprawdę to samo szczęście i radość :p Delikatna woda kwiatowa, która wyrównuje ph naszej skóry, przygotowuje ją do dalszych zabiegów kosmetycznych, odświeża ją i "odżywia". Jeśli jesteście wrażliwcami i zamiast toniku stosujecie płyn micelarny to radziłabym go zmienić na ten produkt. Hydrolatów jest cała gama, dostosowana do każdego rodzaju skóry. Nie dosyć, że bez zbędnej chemii, to zazwyczaj w dostępnej cenie. Można w tym przypadku stosować zamiast toniku. Nie powinny zawierać alkoholu, pegów, ani sztucznych substancji konserwujących.

Płyn micelarny - składa się on z higroskopijnych cząsteczek zwanych micelami. Jego głównym zadaniem jest nawilżać cerę, normalizować ph, oraz ją oczyszczać. Jednak jak wspomniałam kosmetyku sto w jednym nie ma, więc każdą z tych funkcji pełni po prostu... Po trochu. Nie wzmacnia skóry tak mocno jak tonik, nie usuwa makijażu tak dobrze jak mleczko, ani nie oczyszcza jej jak żel myjący. Płyn micelarny jest jednak dobrą alternatywą dla alergików, gdyż nie ma on w zwyczaju jakkolwiek podrażniać cery. Nie powinien zawierać on sztucznych zapachów, barwników, etc. Jednak większość wyżej wymienionych funkcji pełni on po przysłowiowych "łebkach".

Mleczko do demakijażu - matulu, tak jak nazwa wskazuje, tylko do demakijażu. Nie raz spotkałam się z tym, że ktoś używa go jako zamiennik pianki antybakteryjnej do twarzy. Absolutnie odradzam! Wiele z tych śmietanek zawiera substancje drażniące mające na celu lepiej zebrać, rozpuścić, czy wchłonąć resztki makijażu. Serio, nie chlapiemy na twarz mleczka jeśli nie ma takiej potrzeby. Czasami nawet się radzi, aby skórę po użyciu takiego specyfiku oczyścić. Większość mleczek co prawda w tych czasach jest zbudowana z delikatnych substancji, nie zmienia to faktu, iż powodują one tak czy siak zapychanie się porów, które z kolei prowadzi do powstawania stanów zapalnych.

Żel myjący - występuje w takiej postaci, bądź pianki. Rzadko kiedy jest to "woda myjąca", czy spray :p Czasami można się też spotkać z pudrami myjącymi na bazie glinek, owsa, etc. Jakkolwiek nie podać by tego kosmetyku funkcję on ma jedną - dokładnie oczyścić skórę. Większość z Was pewnie ma zakodowane w głowach, że oczyścić skórę ma za zadanie peeling - owszem, on również. Jednak z taką różnicą, że peelingu nie możemy używać codziennie, bo te europejskie po prostu są zbyt mocne i można je stosować raz-dwa razy w tygodniu. Natomiast twarz z zanieczyszczeń cząstkowych należy czyścić każdego rana i wieczora ! Inaczej nie ma mowy o pozbyciu się stanów zapalnych, a na zaognionego pryszcza nakładając jedynie maść tylko pogorszymy sprawę. Żele myjące usuwają brud, bakterie, kurz i inne rzeczy  których nie da rady zobaczyć gołych okiem, a sprawiają one różne nieprzyjemności naszej skórze.

Szukając kosmetyków pielęgnacyjnych do użytku dziennego warto zwracać uwagę na skład. Postarajcie się, aby nie zawierał on alkoholi, pegów, silikonów, parabenów, czy sls'ów(detergent). Takie substancje w codziennym stosowaniu bardzo często przyczyniają się do powstawania zaskórników, stanów zapalnych, wysuszania skóry(w negatywnym znaczeniu, więc niech ci z tłustą cerą nie cieszą buzi :p), reakcji alergicznych i innych niemiłych rzeczy. Warto też poczytać trochę zanim kupicie produkt "w ciemno". Jest wiele stron gdzie ludzie się wypowiadają na temat kosmetyków i bardzo często takie opinie innych są przydatne przy wycieczce do kasy ;)

Taka malutka rada ode mnie - zazwyczaj im jaskrawsze opakowanie tym uboższy skład, więc niekoniecznie kierujmy się stroną wizualną :p

Dziękuję Wam za przeczytanie i do następnego!

poniedziałek, 25 lipca 2016

Hej Kochani...


Już wcześniej wspominałam, że jestem słabego zdrowia i ostatnimi czasy się troszkę pogorszyło. Dzisiaj dostałam się na listę pacjentów szpitala i niestety nie będzie mnie przez około dwa tygodnie.
Wszystko dzieje się tak dynamicznie, mam nadzieję, że wrócę jak najszybciej...
Zabieram ze sobą bakteriobójczych sprzymierzeńców na każdą okazję(,a zwłaszcza przy "higienie" na oddziale) - mydło aleppo i kryształ ałun. Hydrolat odlany do małego atomizera, żel do buteleczki...
Buziaki i liczę na to, że komuś przydadzą się wcześniejsze posty :)

Wyjazd

Hej Kochani...


Już wcześniej wspominałam, że jestem słabego zdrowia i ostatnimi czasy się troszkę pogorszyło. Dzisiaj dostałam się na listę pacjentów szpitala i niestety nie będzie mnie przez około dwa tygodnie.
Wszystko dzieje się tak dynamicznie, mam nadzieję, że wrócę jak najszybciej...
Zabieram ze sobą bakteriobójczych sprzymierzeńców na każdą okazję(,a zwłaszcza przy "higienie" na oddziale) - mydło aleppo i kryształ ałun. Hydrolat odlany do małego atomizera, żel do buteleczki...
Buziaki i liczę na to, że komuś przydadzą się wcześniejsze posty :)

niedziela, 24 lipca 2016

Czarno na białym - Orientana : Papaja i Żeń-szeń indyjski

 Witam serdecznie!

Dzisiaj przyszła pora na nieco lżejszy post, mianowicie recenzję produktu :)
Od dosyć długiego czasu sięgam głównie po kosmetyki naturalne. Pandzia jest wyjątkiem, bo kryjąc moje niedoskonałości często służy jako krem BB dla mnie jako totalnego bladziocha (=.='') Ale skoro mnie nie uczula, ani nie zapycha to uznałam, że jest spoko ;)
Wracając do tematu - kosmetyki bez parafiny, parabenów, PEG'ów, SLS'ów coraz częściej goszczą na rynku, czy to Sylveco, Natura Siberica, Stara Mydlarnia, etc. Ja natomiast chciałabym Wam przybliżyć markę troszkę mniej znaną od wyżej wymienionych, jednak obecnie chyba w mojej top dziesiątce. Zapraszam do przeczytania mojej opinii na temat peelingu z papają i żeń-szeniem od Orienatny.

Opis producenta :
Naturalny peeling do twarzy na bazie wyciągów roślinnych i naturalnych cząstek złuszczających. Dzięki drobinkom pestek moreli i orzecha doskonale złuszcza naskórek, a dzięki olejkom i ekstraktowi z papai i żeńszenia indyjskiego (ashwagandha) doskonale pielęgnuje skórę twarzy. Peeling ma konsystencję kremową dzięki bazie jaką jest masło shea. Regularne stosowanie pozwala na utrzymanie gładkiej i miękkiej skóry.

Szczerze? Trudno mi się z tym wszystkim nie zgodzić. Nie wiadomo ile bym szukała dziury w całym to wątpię, abym znalazła jakąś konkretną. Peeling stosuję regularnie od około miesiąca. Czy rozjaśnił przebarwienia? Nie mam pojęcia, ponieważ primo : na rozjaśnienie przebarwień wpływ ma cała siatka stosowanych produktów, a nie jeden składnik, secondo : do pozbycia się przebarwień stosuję oddzielne preparaty, więc nie wiem czy peeling ma na to jakiś wpływ.

Natomiast jedno jest pewne - produkt jest skuteczny. Jest to rodzaj peelingu mechanicznego, więc odradzałabym używanie go przy cerze naczynkowej. Papaja(,a raczej papaina) ma z natury właściwości eksfoliacji, co znaczy, że łagodzi stany zapalne, podrażnienia i nadaje  cerze gładkość, poprzez usuwanie martwego naskórka(tak jakby lekki peeling enzymatyczny) Połączenie jej z żeń-szeniem oraz masłem shea to dla mnie strzał w dziesiątkę.
Nabieram drobinkę produktu na palec i starcza mi na wymasowanie całej twarzy. Jest bardzo wydajny. Po jego użyciu mam wrażenie nowej skóry - mniejsza ilość zaskórników, delikatna i miękka skóra, bardzo dobrze oczyszczona. Nie podrażnia mnie, ani nie powoduje wysypu. Skóra delikatnie ściągnięta, ale tak jest po każdym peelingu :) Przeszłam swego czasu przez tabuny ziajowych, puredermowych, niveovych produktów do złuszczania i skutki były różne... W przypadku tego idealnie się sprawdził - wykonał swoje zadanie nawet z nadwyżką :)
Zapach jest bajeczny, nie sztuczny, tylko jakby ktoś mi przed chwilą ten peeling ukręcił w moździerzu :p Zawsze kiedy wykonuję nim masaż to mam dodatkowe wrażenie aromaterapii. Kremowa, delikatna konsystencja z mnóstwem drobinek. Świetnie nadaje się na gruntowne czyszczenie cery.
Jedyny minus dla mnie to opakowanie, z którym miałam mały problem. Otóż aluminiowa folia nałożona na wieczko ni jak nie chciała się otworzyć za pomocą palców, a twórcy nie pomyśleli o dodaniu do niej jakiegoś wystającego języczka do ułatwienia rozpieczętowania. Koniec końców przebiłam ją cyrklem, co nie było zbyt higieniczne. Ale to tylko taki mały szczegół.

Ogromnym plusem jest skład - w stu procentach naturalny. Naprawdę, nie żartuję :) Przeczytałam INCI od deski do deski i z każdym kolejnym składnikiem moja micha cieszyła się coraz bardziej. Orientana posiada bardzo trudny do uzyskania certyfikat ECOCERT, co oznacza, że ich produkty są praktycznie w najwyższym stopniu zgodne z naturą. Takie kosmetyki zazwyczaj mają krótki termin przydatności ze względu na naturalne składy, poza tym są pakowane w małe pojemniczki(bo kto zużyje 500g kremu w miesiąc bez substancji konserwujących typu alkohol? :p). Wszystkie te wymogi Orientana spełnia. Jeśli peeling się rozwarstwia również się nie zrażajcie, to nie znaczy, że się psuje. Świadczy to tylko wyłącznie o tym, że jest on naturalny. Kosmetyk z ECOCERTem najlepiej przechowywać w lodówce, ciemnej szafce, czy jakimkolwiek miejscu do którego nie dociera światło.


Peeling Orientany : Papaja i Żeń-szeń indyjski można dostać bez problemu w drogeriach sieci Natura, Hebe, oraz niektórych aptekach. W tym przypadku nie polecałabym jednak udawać się do apteki, gdyż ceny są tam zazwyczaj strasznie wygórowane. No i nie zapominajmy o internecie, w nim można dostać wszystko, ważne tylko, aby nie kupować używanego ;)

Cena : 26zł - 30 zł w zależności od punktu sprzedaży
Dostępność : drogerie, apteki, sklepy internetowe
Moja ocena :10/10

A czy Wy macie ochotę nim złuszczyć naskórek? ;)

sobota, 23 lipca 2016

Glinka nie tylko do lepienia, ale i do twarzy

  Witam Was Kochani!

 Nie chce mi się wierzyć, że to już połowa wakacji... Czas przy sztaludze płynie mi tak błogo, a zabawa w kręcenie kremów wychodzi mi coraz lepiej :p Wątpię, aby w ciągu szkoły znalazło się tyle czasu na takie rzeczy. Ale ! Skoro został miesiąc to wykorzystajmy go jak najlepiej :)

Dzisiaj troszkę o glinkach do twarzy :)




Glinki kosmetyczne mają konsystencję proszku, który zalewamy odrobiną wody i "wyrabiamy" do czasu uzyskania jednolitej masy, przypominającej troszkę śmietanę, albo krem. Jest to minerał naturalny, bogaty w wiele dobrodziejstw, mający na celu pobudzić krążenie naszej skóry, oczyścić ją oraz odżywić. Glinki polecane są szczególnie alergikom, ponieważ nie powinny one uczulać. Można je stosować na twarz, ciało oraz włosy. W zależności od tego jakiego efektu oczekujemy wybieramy odpowiedni rodzaj tego surowca, a jest ich całkiem sporo. Praktycznie cała tęcza !
Ja osobiście uważam, że taka maseczka glinkowa raz - dwa razy w tygodniu to taki ultra zastrzyk witaminowy dla naszej skóry. Możemy w nich znaleźć cynk, żelazo, magnez, wapń, krzem, glin, etc.
W zastosowaniu na skórze ujędrniają ją, wygładzają, likwidują przebarwienia oraz stany zapalne.


Spójrzcie na spis na dole - każdy znajdzie coś dla siebie. Glinki absolutnie nie mają nam zrobić szkody, trzeba tylko umieć dobrać je pod siebie oraz sytuację z jaką mamy do czynienia.

Rodzaje glinek :
- biała - najdelikatniejsza ze wszystkich. Polecana cerze suchej, wrażliwej, delikatnej. Transportuje mnóstwo cennych składników odżywczych, przy tym nie ściągając zbytnio twarzy,
- zielona - glinka typowo oczyszczająca, idealna dla cery tłustej, mieszanej, trądzikowej. Wzmacnia skórę i gruntownie oczyszcza, likwiduje moce stany zapalne, łagodzi podrażnienia, matowi
czerwona - bardzo podobne właściwości do zielonej. Absorbuje sebum, zanieczyszczenia, jest ciut delikatniejsza. Zalecana przy skórze tłustej, mieszanej, trądzikowej,
- różowa - połączenie białej i różowej glinki. Ma o wiele delikatniejsze właściwości niż zielona oraz czerwona, lekko oczyszcza, łagodzi podrażnienia. Idealna na lekkie wypryski dla skóry suchej, mieszanej, tłustej,
- żółta - znowu redukuje stany zapalne, łagodzi podrażnienia, oczyszcza trochę mocniej niż różowa, matowi i ściąga cerę,
- błękitna - złuszcza martwy naskórek(jakkolwiek strasznie to nie brzmi - nie zje Wam twarzy, nie martwcie się ;)), ma właściwości antyoksydantu, absorbuje sebum, przy dłuższym stosowaniu reguluje jego wytwarzanie, odświeża skórę, słynie z tego, że potrafi redukować cellulit i rozstępy,
ghassoul - chyba najsilniejsza ze wszystkich swych sióstr. Posiada bardzo duże właściwości absorpcyjne, matowi cerę, ściąga, działa antybakteryjnie, złuszcza martwy naskórek.

Także tego... Dużo tego dobra, ale jak się w nim odnaleźć?

Jako posiadaczka cery suchej i wrażliwej regularnie sięgam po glinkę białą. Nie oznacza to, że rezygnuję z pozostałych rodzajów.  Na przykład tam gdzie lęgnie mi się dużo wągrów nakładam glinkę żółtą(zazwyczaj jest to nos i broda), a resztę twarzy smaruję białą. Wtedy mam pewność, że z miejsca, gdzie zbiera mi się najwięcej sebum, łojotok ten zostanie zregulowany, a stany zapalne złagodzone.

Jak stosować?

Trzy łyżeczki glinki(takie do herbaty) wsypujemy do plastikowego pojemnika i zalewamy dwiema łyżeczkami wody. Mieszamy do momentu otrzymania "budyniu". Na wcześniej oczyszczoną i stonizowaną skórę twarzy  nakładamy maź. Taką maseczkę trzymamy na twarzy przez 10-15 minut, po czym zmywamy. Nie możemy dopuścić do tego, aby glinka na twarzy zaschła, gdyż wtedy straci ona swoje właściwości, a może dodatkowo wywołać podrażnienia(twardnieje i ściąga cerę).
Taką maskę można stosować dwa razy w tygodniu, aby utrzymać skórę w dobrej kondycji i jej "nie przeładować".

Mity na temat glinek

Wszystkie glinki wysuszają, podrażniają cerę, a nadają się tylko do twarzy tłustej, bądź mieszanej. Bzdura ! Spójrzcie na spis na dole - każdy znajdzie coś dla siebie. Glinki absolutnie nie mają nam zrobić szkody, trzeba tylko umieć dobrać je pod siebie oraz sytuację z jaką mamy do czynienia.

Glinka rozrabiana w metalowej misce traci właściwości - kolejne kłamstwo mające nas zapewnić o tym jak "luksusowe" są glinki. Surowiec ten jest wydobywany na skalę masową, za pomocą ciężkich, metalowych narzędzi(serio, drewniane koparki nie istnieją :p), a potem transportowane w metalowych kontenerach. Jeżeli więc chcecie ją rozrabiać za pomocą metalowej łyżeczki - droga wolna :)

Glinka jest silnie uczulająca i odradza się ją alergikom - mit. Glinka sama w sobie nigdy nie uczula, ani nie podrażnia, jedyne co może powodować niekorzystne efekty to dodatki będące w glince. Na rynku często można się spotkać z maską glinkową np. z ekstraktem z borówek, lawendy, papai, etc. Dodatkowo należy się zapoznać z tyłem opakowania surowca, aby mieć pewność, że nie zostały do niego dodane chemiczne konserwanty.

 Przydatne tipy

- jeżeli czujesz, że glinka zasycha szybciej niż byś chciał, a nie widzi ci się chlust wodą na twarz, to nalej jej troszkę do atomizera i spryskaj maseczkę,
- aby zapobiec szybkiemu zasychaniu, możesz zawsze dolać trochę ulubionego olejku do glinki, wtedy dłużej będzie twardnieć,
- nie musisz "maskować" całej twarzy jedną glinką, jeśli czujesz u siebie jakieś wypryski możesz je punktowo potraktować którąś z typowym działaniem oczyszczającym,
- aby "podrasować" działanie glinki możesz rozrobić ją z ulubionym hydrolatem, czy tonikiem, zamiast wody. 

Gdzie kupić glinkę?  

 Glinkę kosmetyczną polecam kupować w sklepach z półproduktami, ponieważ mamy wtedy stu procentową pewność, że nie zostały do niej dodane chemikalia, detergenty, ani substancje konserwujące. Nie będzie tam również dodatków, które mogłyby nas uczulić, lub wywołać podrażnienia - ot zwykła, czysta glinka bez olejków, wyciągów, ekstraktów, etc. 
Polecam sklepy takie jak zrobsobiekrem.pl, biochemiaurody.com, naturalne-piekno.pl. 
Co do sklepów stacjonarnych czystą glinkę kosmetyczną możemy dostać w sieci ORGANIQUE, Mydlarni u Franciszka, Siberika, czy chociażby w Hebe (Nacomi, glinki bez dodatków).  

Mam nadzieję, że wpis się Wam do czegoś przyda, jeśli macie jakieś pytania - piszcie śmiało! Chętnie też poczytam o Waszych doznaniach odnośnie glinek :) 
Do zobaczenia!