czwartek, 21 lipca 2016

Z pandą raźniej - Tonymoly Panda's Dream

 Hello!

Wakacje jakieś takie niezbyt udane pod względem pogody... Ilekroć mam wyjść na zewnątrz to zakładam kurtkę, czapkę, a dzisiaj nie pogardziłam nawet rękawiczkami(syndrom wiecznie zimnych dłoni, pozdrawiam). Ostatni ze znajomymi chodzimy po mieście i bawimy się w łapaczy pokemonów :p Bardzo fajna odskocznia od szarej rzeczywistości, a ja się czuję jakbym znowu brała udział w podwórkowych zabawach.
A zahaczając o dzieciństwo, to firma TonyMoly dba o to, abyśmy mogły w swoim trudnym, dorosłym życiu odnaleźć krztę infantylności ;) 

Dzisiaj pod lupę bierzemy krem do twarzy na dzień od TonyMoly oraz sztyft chłodzący pod oczy - oby dwa z serii panda :)


Na początek

Jako, że od długiego czasu interesuję się kulturą wschodu to te produkty nie były mi obce. Jednak jestem dosyć uprzedzona do kupowania azjatyckich kosmetyków w Polsce, gdyż tutaj są one reklamowane jako luksusowe, egzotyczne, czy nad wyraz rzadkie. Prawda jest taka, iż większość firm azjatyckich dostępnych w Polsce na rynku, w Japonii, czy Korei jest dostępna w pierwszym lepszym odpowiedniku "Rossmanna", a ich koszt wcale nie jest taki drogi jak by się nam wydawał.
Jednak wiem, że azjatyckie kosmetyki nie są też takie najgorsze - są wśród nich tanie perełki, ale i drogie buble. Można by rzec - tak samo jak u nas. Owszem, ale z jednym wyjątkiem - w Azji panuje zdanie, że zadbać o siebie może(, a nawet powinien) każdy, bez podziału na majętność, wykształcenie, czy grupę wiekową. Dlatego składniki zawarte w ultra drogich kremach możemy na dobrą sprawę znaleźć również w ich tańszych odpowiednikach.

Ale wracając do tematu... 

Na stronę wystawcy weszłam głównie po to, by zamówić sztyft chłodzący pod oczy z serii Panda.
Bowiem sprawdza się on u mnie świetnie. Wywołuje praktycznie natychmiastowy efekt - worki pod oczami znikają w niemal zastraszającym tempie, szybko się wchłania, łagodzi cienie, a nawet opuchlizny. Szczerze polecam zainwestować w ten produkt, ponieważ daje on uczucie świeżości. Pachnie cudnie i rześko. Zawiera miodek, ekstrakt z bambusa i ukochane niacynamidy(witamina B3). Nic więc dziwnego, że lekko podrasowany chemicznie daje taki, a nie inny rezultat ;) Ja jestem zdania, że naturę i chemię można razem połączyć w produkt idealny - co się prawie udało firmie TonyMoly. Dlaczego prawie?
Ano dlatego, że sztyft mi się kończy w zastraszającym tempie !
Produkt ma opakowanie bardzo podobne do typowej pomadki(,a co z tym idzie, bardzo wygodne i poręczne). Nie mam najmniejszego problemu z tym, aby schować go do torebki i użyć dyskretnie w miejscach publicznych.



Pandę-kremik zamówiłam już miesiąc temu, kiedy to wyhaczyłam jej promocję na ebayu. Przeceniona z 42 zł na 31zł kusiła mnie głównie swoim pięknym opakowaniem(tak, jestem ofiarą marketingu XD).
"A! Co mi tam!" pomyślałam i wrzuciłam do koszyka.
Krem natomiast wywarł na mnie dużo większe wrażenie niż sztyft. Skład wcale nie jest taki długi i straszny jakby się wydawał. Zapach niemal urokliwy - podobny do cool sticka. Kiedy odkręcimy główkę pandzi(uhh, jak źle to brzmi xD) mamy do czynienia z kremem o lekkiej, nieco galaretkowatej konsystencji.
Nałożony na twarz wybiela ją i wyrównuje koloryt. Ku mojemu zdziwieniu nakłada się bardzo gładko, nawet wymieszany z odrobiną olejku arganowanego. Nie bryli się - to najważniejsze. Przebarwienia znikają, ale kosztem tego, że nasza twarz staje się porcelanowa. Dla mnie to ogromny plus, z natury jestem bledsza od ściany, a znalezienie dobrego podkładu graniczy z cudem.
Mam cerę ultra wrażliwą, podatną na alergie. Krem nie uczulił mnie, ani nie zapchał porów. Nawilżył skórę, sprawiając, że na drugi dzień(!) była milutka w dotyku, a suche skórki zaczęły znikać. 
No, ale żeby za słodko nie było to muszę naskarżyć, iż produkt wolno się wchłania(w przeciwieństwie do sztyftu), pozostawia na skórze lepki film(co jest dosyć niewygodne, zwłaszcza kiedy masz rozpuszczone włosy).

Podsumowując

Zalety sztyftu : 
- tani(na ebayu),
- natychmiastowy efekt,
- poręczne oraz wygodne opakowanie,
- piękny zapach.
 Wady: 
- szybkie zużycie produktu,
- dostępność.

Zalety kremu : 
- ładny zapach,
- daje oczekiwany efekt nawilżenia,
- wybiela(opcjonalna zaleta :p)
- jakość adekwatna do ceny.

Wady: 
- lepki,
- wolno się wchłania.

A czy Wy mieliście styczność z produktami tej marki? Jak oceniacie?

6 komentarzy:

  1. Z Tony Moly miałam okazję używać tylko masek w płachcie, ale zastanawiałam się też nad tym sztyftem.
    Za kosmetykami koreańskimi bardzo przepadam. Mam ich kilka w swojej łazience i jestem z nich na prawdę zadowolona, świetnie się sprawdzają. Napisałam nawet wczoraj o nich post na blogu ;)

    http://annasplace.pl/2016/07/20/moja-koreanska-pielegnacja/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww, ja maski z TonyMoly po prostu uwielbiam, zwłaszcza banana ^^ A co do posta to chętnie się zapoznam z Twoją recenzją!

      Usuń
  2. Co za opakowania! Słodkie :) Póki co nie miałam do czynienia z tą marką, ale Twój opis jest bardzo zachęcający, może się skuszę na swoje pandy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam! TonyMoly wypada dobrze pod względem składu,jakość adekwatna do ceny (odnośnie ebaya, nie Sephory). Poza tym zauważyłam, że po dłuższym stosowaniu zaczęły mi znikać zaskórniki :)

      Usuń
  3. Opakowania słodkie :) krem do twarzy bym przygarnęła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za opakowanie należą się owacje dla projektanta :) w dodatku posiada specjalną nakładkę w środku, która zapobiega wysychaniu kremu.

      Usuń